niedziela, 4 stycznia 2015

Obiecanki cacanki

Cześć czołem.
Mamy 2015 rok, gdyby ktoś was żył w jaskini i jeszcze nie zauważył :) Wszyscy zaczęli z jakimiś postanowieniami noworocznymi, listami pełnymi pomysłów... a ja mam jedno postanowienie- być szczęśliwą. W końcu, mimo wszystko co się dzieje nie po mojej myśli, być szczęśliwą. Rozwijać się. Czytać książki, oglądać filmy, seriale, kręcić filmy, realizować się. Genialne, nie?
Między moimi wypocinami- zdjęcia sylwestrowe. Tak beznadziejnego sylwestra nie miałam od lat, ale nie wierzę w żadne "jaki sylwester taki nowy rok". W każdym bądź razie te pierwsze 4 dni 2015r. są piękne i oby tak dalej.


Jedyne co sobie postanowiłam "tak ekstra" to wykonanie fejsbukowych wyzwań "52 książki w rok", "52 filmy w rok" i "52 sezony seriali w rok" :D Jak na razie idzie mi w miarę, w miarę, szczególnie z filmami. Oby się udało.
Wybaczcie za selfie z rąsi i filtry, ale jestem fanką instagrama.
Zostały mi dwa dni do powrotu do szkoły, powrotu do wstawania o 6 max. i do powrotu do nauki (19 dni się opierniczałam, nie jestem z tego dumna, zaczynam być na siebie zła, ale trudno). Mam nadzieję, że chociaż wyniki próbnych matur mnie nie zawiodą... Oby. Tak bardzo tęsknię do powrotu do historii, że aż chce mi się skakać do góry z radości. Jeszcze tylko parę epok i materiał opanowany. I milion lektur. Apropos- czytaliście "Proces" F.Kafki? Nie polecam. Absurdalna lektura, o tym ma być, ale czyta się tak ciężko...


Obiecałam też sobie, że zrobię Liebster Blog Award, w końcu, bo czekają na mnie już 33 pytania. Ale to na dniach. Pewnie w przyszły weekend, jak już ogarnę powrót do rutyny.
A jak na razie to... nacieszcie się moimi sylwestrowymi lokami, a ja zamilknę. Czas skończyć "proces" i wziąć się za resztę.
Studniówka 23 stycznia, olaboga.
Dobrego wszystkiego.


środa, 31 grudnia 2014

Sylwestrowo-zakupowe szaleństwo (bardziej moje własne)

Cześć!
No może nie AŻ TAKIE szaleństwo, ale dawno nie robiłam "odnowy biologicznej" mojej szafy, także zaraz po świętach wybrałam się na dłuuuugie zakupy. Długie i kosztowne, o czym słyszę ciągle :)) [Taka moja mała chwila by odreagować...]
Niestety, w dniu, w którym piszę do Was te oto słowa, muszę zrobić obiad dla mojego lubego, także post nie pojawi się dziś. Planuję go wstawić tuż przed wyjściem na sylwestrową imprezę. W tym roku razem z towarzyszem życia a'ka moim chłopakiem, wybieramy się do mojej przyjaciółki na wieeeelką dżamprezoimprezępartyhard. Właśnie po to wybrałam się na zakupy- kiecka na sylwestra musi być co roku nowa, bo przecież umarłabym gdyby nie była...
W każdym bądź razie w kolejnym poście będziecie pewnie mogli zobaczyć mnie w owej sukience, gotową na sylwestra, więc przepraszam z góry za ten widok. Musicie wiedzieć, że nie jestem elfem i nie noszę rozmiaru 36, mimo że bardzo kiedyś chciałam. Ale nikt nie jest idealny, prawda? Taka moja refleksja, kolejny raz, bo wczoraj byłam kupować sukienkę na studniówkę. Zakupu dokonałam, sukienka wisi w szafie, jest do ziemi co mnie troszkę denerwuje, ale trudno.Jest, pójdę na studniówkę, a to najważniejsze.
Nie zrozumcie mnie źle, nie uważam siebie za osobę "przy sobie" czy coś, po prostu wiem, że nie jestem Anią Rubik. I kolejna refleksja- to co mnie wkurza...
Po pierwsze, żeby było jasne- LANA DEL REY NIE JEST GRUBA. Jak widzę na fejsie te wszystkie hejty na temat tej piosenkarki to chce mi się walnąć laptopa karabinem maszynowym. Czy ludzie są ślepi? Nie każdy musi być IDEALNY i nosić rozmiar S. Nie każdy musi być niziutki i chudziutki. Moja frustracja sięgnęła zenitu gdy po dodaniu przez jeden fanpejdż(źródło zdjęcia) owej piosenkarki jej nowych zdjęć, gdzie nie ma figury miss, ale jest normalną KOBIETĄ, a nie wychudzonym kościotrupem, pojawiły się komentarze typu "Lana w ciąży" albo "Przytyło jej się przez święta." SKĄD W LUDZIACH TYLE NIENAWIŚCI?
To chyba taka natura Polaków, bo przykładowo- na youtubie działa znana i lubiana vloggerka Sprinkleofglitter. Nie ma ona figury miss UK 2015, ma kobiece kształty i jest z tego powodu dumna. NIKT JEJ NIE HEJTUJE. W Polsce nigdy nie zostałaby vloggerką, bo nie jest taka jak inni. Nie jest chuda i perfekcyjna.
Druga sprawa, która mnie irytuje to fakt, że ciuchy z większości sieciówek są szyte jak dla elfów. Okej, są pewnie dziewczyny drobne i szczupłe i chwała wam za to, szczęścia życzę i uwierzcie mi, zazdroszczę, ale są też takie, które...no nie ukrywajmy...MAJĄ CYCKI. I co z tego, że mogą być szczupłe, gdy natura obdarzyła je tymi oto fragmentami ciała, które PODOBNO są najbardziej pożądane i w rezultacie owe właścicielki nie mogą dopiąć się w koszulę 40 czy 42 mimo że noszą normalnie rozmiar 38, BO MAJĄ CYCKI. Co jest złego w posiadaniu czegoś więcej niż deski w górnej części ciała? Przepraszam, zbulwersowałam się.
Jeśli przeczytaliście górny akapit to naprawdę przepraszam, ale po prostu to są moje osobiste refleksje. Świat zszedł na psy, liczy się tylko to co chude i szablonowe.
A ja? Jestem dumna z tego kim jestem, jaka jestem i jestem pewna, że będę pięknie wyglądać w mojej nieidealnej sukience na studniówkę i że to, że muszę czas kupić większy rozmiar koszuli, bo MAM CYCKI nie jest niczym złym. Mimo że stereotypowa kobieta spojrzy na mnie dziwnie w kolejce do kasy... co z tego? Nie każdy nosi rozmiar S czy M czy nawet L. Kobieta może nosić nawet XXXXXXXXXXL, a i tak ma prawo do bycia sobą i bycia kochaną.
Taka refleksja.
A tak poza tym to kupiłam pare ładnych rzeczy :)



 

                           



Kalendarz na rok 2015 w sowy (Empik)
Piżamka (Reserved)
Podkład (Rimmel)
Women's Health (Empik)- Chodakowska 3 razy w tygodniu od nowego roku, pilnujcie mnie!
Torebka (Reserved) - prezent świąteczny
Góra od piżamki (Cubus)
Sukienka na sylwestra (C&A)- coming soon :D (instagram.com/chcebycparasoka dziś :D)


Kończąc mój wywód, chciałabym życzyć WAM wszystkim wspaniałego, szalonego sylwestra i szczęśliwego nowego roku. Trzymajcie się, uważajcie na siebie i do zobaczenia w nowym roku 2015!

piątek, 26 grudnia 2014

Prezentowo

Ho ho ho!
Mikołaj przyszedł? Czy może gwiazdka, aniołek, dzieciątko czy gwiazdor?
U mnie tegoroczne święta to właściwie...nic ciekawego. Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam święta- kocham ich atmosferę, magię... Ale w tym roku po prostu tego nie czuję. Niestety...
Ale prezenty, którymi zostałam obdarowana, są dla odmiany wyjątkowe i wspaniałe.
Wiem, że nieładnie jest się chwalić, ale w tym roku chcę uwiecznić, nawet sama dla siebie, co dostałam, by nigdy nie zapomnieć jak bardzo się z nich cieszyłam :D
A zresztą, może niektóre rzeczy również wam się spodobają :D



Oczywiście jako fanka Yankee Candle strasznie ucieszyłam się z kolejnych wosków i pierwszej świeczki (sama bym jej nie kupiła, bo szkoda pieniędzy, ale na "klasowe mikołajki"- swoją drogą dość śmieszny zwyczaj- dostałam ją od Pauliny, za co bardzo dziękuję).

Poniżej zamieszczam krótki filmik, w którym "występują" wszystkie powyższe rzeczy. Ja z tego co otrzymałam jestem mega zadowolona i pozytywnie zaskoczona- nigdy nie miałam chyba tylu rzeczy.
A Wy co dostaliście na tegoroczne święta? Koniecznie dajcie znać!


poniedziałek, 22 grudnia 2014

Świąteczna (OB)SESJA

Cześć wszystkim!
Na wstępie chciałabym bardzo podziękować za rosnącą z dnia na dzień liczbę komentarzy i wyświetleń- wiem, że to mało, wiem, że zaczynam, ale każde wyświetlenie, każdy komentarz znaczą TAK WIELE...
Ale przechodząc do rzeczy...Święta już za rogiem...

Zastanawialiście się kiedyś dlaczego niektórzy kochają święta, a inni wręcz przeciwnie- nienawidzą? Powodów jest wiele. Oczywiście każdy człowiek może spokojnie określić się czy jest zwolennikiem świąt czy ich przeciwnikiem... Jednak są też tacy, którzy troszeczkę... wariują. Kochają święta tak mocno, że staje się to ich obsesją. Jak rozpoznać czy to jedynie świąteczna gorączka czy już totalnie zwariowałaś na punkcie świąt?

OTO 7 ZNAKÓW, ŻE LUBISZ ŚWIĘTA (TROSZECZKĘ) ZA BARDZO :

1. Wszystkie zakupy świąteczne zrobiłaś już w listopadzie.
Zanim rozpoczął się grudzień Twoja szafa już tonęła w prezentach dla innych. Oczywiście zaraz po zakupach opakowałaś je wszystkie w ozdobny papier, owinąłaś wstążką i włożyłaś do torebek. I tak sobie czekają... nie mogąc oddychać.



2. Piekłaś świąteczne pierniczki już 3 razy.
Pierwszy raz na początku grudnia, a potem kolejne dwa, ale nic nie zostało. Wydałaś już miliony monet na wszelkiego rodzaju lukier i ozdoby do pierniczków. Ale upieczesz je jeszcze raz, przecież Twoja ciocia na pewno będzie chciała spróbować...






3. Mimo że od dawna nie jesteś dzieckiem, masz kalendarz adwentowy.
I nie mogłaś oprzeć się zjedzeniu paru czekoladek na raz. A gdy otwierasz kolejne okienka cieszysz się jak dziecko, ciśnienie się podwyższa, źrenice rozszerzają, piszczysz z zachwytu...albo płaczesz, bo czekoladka jest zdeformowana.

4. Twoja choinka już dawno zgubiła wszystkie igły i musisz iść po nową.
Kiedy tylko pojawiły się choinki, pobiegłaś kupić swoją. Ozdobiłaś ją, podlewałaś, ale niestety- choinka nie wytrzyma do świąt, z żalem musisz ją rozebrać, wyrzucić i kupić nową... Z żalem? Przecież ubieranie kolejnej choinki będzie nie mniejszą frajdą!




5. Kupiłaś dziesiąty kubek z wizerunkiem Mikołaja.
Albo bałwana czy świątecznego pierniczka. Przecież te kubeczki są takie słodkie... Idealnie pasują do kakao czy gorącej czekolady z bitą śmietaną. Na pewno ci się przydadzą, będziesz miała gości to podasz im napój w takim ślicznym kubeczku... I posypiesz wierzch cynamonem.

6. Znasz słowa wszystkich świątecznych piosenek.
Wiesz kto co coveruje, a będąc w centrum handlowym piszczysz, gdy usłyszysz świąteczną melodię. I oczywiście śpiewasz wraz z Michaelem Buble. I poprawiasz wszystkich jak zaśpiewają coś źle. Przecież jesteś ekspertem.



7. Chciałabyś zaadoptować renifera, ale nadal nie wymyśliłaś gdzie byś go trzymała.
Przynajmniej możesz ubrać swojego psa/kota/chomika w świąteczne ubranko. Albo kupić im zabawki pod choinkę. Przecież zwierzęta też mają uczucia. A jak przemówią ludzkim głosem w Wigilię to wyrażą swoje rozczarowanie, bo nie dałaś im prezentu. I co wtedy zrobisz?




Jeśli chociaż 2 z tych punktów są dla Ciebie normą, to może warto troszeczkę przystopować. W końcu to tylko święta, za rok będą kolejne :)

A Wam wszystkim życzę zdrowych, wesołych i pogodnych Świąt. Żeby spełniły się wszystkie Wasze marzenia i żebyście spędzili wspaniały czas przy wigilijnym stole, w rodzinnej i ciepłej atmosferze.
Wesołych Świąt!

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Moja przygoda ze Szlachetną Paczką

Cześć :)
Jako iż w ostatni weekend odbył się Finał XIV Edycji Szlachetnej Paczki, postanowiłam, że warto by opisać także moją, tegoroczną przygodę z akcją... Jeśli ktoś chce zobaczyć wspaniałą relację z przygotowań to zachęcam do dalszej lektury :D
Zaczęło się niewinnie... Jeżeli można w ogóle określić to takim słowem. Ot co, zwykły pomysł wychowawczyni klasy maturalnej, by kontynuować tradycję robienia paczki, która trwa już w naszym liceum od 4 lat. Mimo licznych obiekcji, że matura, że brak czasu, że obowiązki, zdecydowałam się poprowadzić akcję w mojej szkolę drugi raz. W 2013 r. także braliśmy udział- spełniliśmy wtedy wszystkie marzenia wybranej rodziny łącznie z nową lodówką, łóżkiem i wózkiem dziecięcym, więc w tym roku pomyślałam- NIE MA MOCNYCH, będzie znowu wszystko, choćby miał to być kilof z urugwajskiej kopalni.


Stop, zanim przejdę do sedna- czy wiesz co to jest Szlachetna Paczka? Jeśli tak, omiń ten akapit tekstu, jeśli zaś nie... przeczytaj, by zrozumieć sens :) Szlachetna Paczka to ogólnopolski projekt, realizowany raz na rok, w okresie przedświątecznym przez Stowarzyszenie Wiosna. Ale o co WŁAŚCIWIE chodzi? Akcja polega na pomocy rodzinom, znajdującym się w trudnej sytuacji materialnej, poprzez przygotowanie paczki-prezentu. Co się w takiej paczce powinno znaleźć? To, czego rodzinie najbardziej brakuje. Często jest to jedzenie, środki czystości czy ubrania, jednak czasami na liście potrzeb znajdują się też takie rzeczy jak sprzęt AGD, węgiel czy meble.



 Sama idea akcji jest świetna- gorzej z wykonaniem. Często można trafić na rodziny roszczeniowe, takie, które chcą spełnić swoje "niepotrzebne" pragnienia dzięki akcji. Albo wymienić meble. Mimo ostrej selekcji, przeprowadzanej przez wolontariuszy, przy wybieraniu rodziny natrafiłam niestety na parę niedorzecznych roszczeń niektórych rodzin- perfumy Calvina Kleina, vansy, tablet, klawiatura do laptopa ACER 1345674 (dokładnego numeru nie znam, oburzona wyłączyłam szybko stronę ze zgłoszeniem tej rodziny).  Jednak są też naprawdę biedne rodziny, takie, którym warto pomóc, takie, których środki na utrzymanie często nie przekraczają nawet 100zł miesięcznie na osobę. Takie rodziny, nieroszczeniowe, znajdujące się w trudnej sytuacji i...skromne, nieposiadające wybujałych "marzeń" są od razu wybierane, bo takim ludziom aż chce się pomagać. Co innego to z tymi perfumami Kleina... Fakt faktem, było to marzenie pewnej pani. Ale ja też marzę o wycieczce do Nowego Jorku, a jednak w momencie gdy nie miałabym co jeść, a moje dzieci nie miałyby kurtki na zimę, nie śmiałabym nawet podzielić się wizją tego spełnionego marzenia z wolontariuszem.



Rodzina, którą wybraliśmy my należy na szczęście do kategorii rodzin, którym Szlachetna Paczka może istotnie pomóc i dać impuls do ułożenia sobie życia, do pozbierania się i poprawienia swojej sytuacji... Wybraliśmy rodzinę składającą się z samotnej matki z dwójką dzieci w wieku 13 i 5 lat, mieszkającą ze swoją mamą, podczas gdy ojciec dzieci przebywa w więzieniu. Chłopiec należący do tej rodziny, trzynastolatek z zespołem recklinghausena (choroba atakująca układ nerwowy i skórę, doprowadzająca często do nowotworu) marzył żeby dostać PIŁKĘ DO NOGI. Nie vansy, zwyczajną piłkę do nogi. A dziewczynka? Lalkę Monster High. Były to jedyne "marzenia" na liście, obie kobiety nie poprosiły o nic. Od razu uderzyło mnie to, że liczy się najbardziej dobro dzieci, że matka nie chce nic dla siebie. Nawet kurtki zimowej, butów- wszystkie potrzebne rzeczy były dla dzieci, no może oprócz butów dla mamy tej pani.
Zdecydowaliśmy się więc pomóc. I mimo że w szkole ludzie są różni i niektórzy mają naprawdę węża w kieszeni, to zebraliśmy pierwszą część pieniędzy na potrzeby w półtorej tygodnia. Przede wszystkim chodziliśmy kwestować po klasach, prosząc o nawet najdrobniejsze pieniądze na paczkę... Grosz do grosza, a będzie... :) I było, łącznie zebraliśmy 1500zł- razem z jedną akcją sprzedaży gofrów i ciast, a także wycieczką na zebranie z rodzicami (każdego uderza to, że na liście był między innymi BUDYŃ i KISIEL, rzeczy, które my możemy kupić sobie w każdej chwili, a w domu rodziny je się je okazyjnie...) Poszliśmy więc na wielkie zakupy...


Co kupiliśmy? Sporo by wymieniać. Głównie jedzenie- makarony, mąkę, cukier, ketchup, musztardę, kisiel, budyń, konserwy, przyprawy, sosy, wodę, soki, coca-colę... i wiele innych, może nawet potrzebniejszych rzeczy, ale było tego tyle, że nie pamiętam już szczerze mówiąc. Wiem tylko, że było pełno słodyczy dla dzieciaków, a także zabawek- kupiliśmy między innymi dużego, białego misia, piłkę do nogi dla chłopca, lalki dla dziewczynki, dużo ubrań, jedne kozaki z listy, gry planszowe, książki... Sporo rzeczy przynosiły osoby z naszej szkoły same z siebie- składając je w szatni na ogromnej stercie rzeczy. Niektóre klasy składały się także na jakiś "większy wydatek" i tak zdobyliśmy buty zimowe, kurtkę, grzejnik... Darczyńcy z zewnątrz także wzięli udział- zakupili kurtkę, krem dermatologiczny, a także niektórzy przelali pewne sumy pieniężne, byśmy dołożyli i kupili jeszcze więcej. I kupiliśmy. Dwa dni przed finałem akcji poszliśmy na kolejne zakupy i kupiliśmy pełno prezentów- nie tylko dla dzieci, lecz także dla ich mamy i babci. Pościel, koce, poduszki, ubrania, książki, kubki, jakieś "świąteczne rzeczy"...wszystko to, by rodzina chociaż trochę mogła poczuć w tym roku święta.



Wyzwaniem było także kupno okularów dla chłopca. Gdyby nie firma optyczna Fielmann, nie bylibyśmy w stanie zapewne ich kupić, bo koszt takich okularów ze szkłami to około 400-500zł, a za taką sumę można kupić naprawdę sporo jedzenia i środków czystości, tak samo potrzebnych.
Na szczęście Fielmann udzielił nam 50% rabatu i dzięki temu mogliśmy kupić i okulary i grzejnik :)
Co mi się nie podobało zaś, to postawa Carrefoura, gdzie robiliśmy wielkie zakupy jedzeniowo-domowe. Wiadomo, że przy takich zbiórkach pieniężnych pieniądze są bardzo drobne, nie ma czasu iść do sklepu i wymienić na banknoty. My płaciliśmy 1300 zł, w tym 800zł w banknotach, a resztę w monetach. Kasjer nie powiedział nawet słowa, nie poskarżył się, spokojnie przeliczył sobie wszystko... Ale za to pani z nadzoru kas, która przyszła wycofać mu pomyłkę była po prostu bezczelna. Powiedziała, że jesteśmy niepoważni, płacąc takimi drobnymi i że sklep to nie bank. Oczywiście ja z moją determinacją i silnym charakterem od razu złożyłam na ową panią skargę, gdyż uważam, że tekst "sklep to nie bank" jest nie na miejscu, szczególnie, że powiedziałam jej, że robimy zakupy na szlachetną paczkę. Pieniądz to pieniądz, a nigdzie nie jest napisane, że nie można płacić w monetach- ogromny minus dla Carrefoura, mimo że drugi rok z rzędu robiliśmy tam paczkę- na przyszłość nigdy więcej. Nawet jeśli to błahostka- gdy ja pracowałam na kasie musiałam i BYŁAM miła dla każdego klienta, tym bardziej nadzór. Tekst owej pani był nie na miejscu, bo wyżywanie swoich humorów nie przystoi, jeśli pracuje się w tak znanej firmie. Ale cóż, są ludzie...



Samo przekazanie naszej paczki odbyło się w sobotę. Niestety, rodzina nie wyraziła zgody na spotkanie z darczyńcą, a szkoda, jednak taką decyzję także trzeba uszanować. Łącznie przygotowaliśmy 18 paczek, każda wyjątkowa, inna no i oczywiście zawinięta w piękny, świąteczny papier... Chyba z 8 godzin to łącznie pakowaliśmy :D Po przyjeździe do magazynu zostaliśmy poczęstowani przez wolontariuszy kawą i herbatą oraz ciastem, zostaliśmy chwilkę, porozmawialiśmy i wróciliśmy do domu. Mam tylko nadzieję, że rodzina się cieszyła z naszej paczki i że było warto- włożyć w to serce, wysiłek i czas. Mam także nadzieję, że podarowaliśmy rodzinie wielki uśmiech na święta. Bo Szlachetna Paczka to świetna inicjatywa, projekt, którzy zrzesza ludzi i uczy pomagać. My sami czegoś się nauczyliśmy podczas tej akcji- bezinteresowna pomoc potrafi cieszyć, sprawiać, że sami czujemy się lepiej. Bo dobro wraca i im więcej go wysyłasz, tym bardziej szczęśliwy jesteś :)











wtorek, 9 grudnia 2014

Yankee Candle

Cześć!
Rozpoczął się grudzień- oficjalnie palenie świeczek to obowiązek każdej prawdziwej dziewczyny/kobiety, która potrafi zachwycić się pięknymi zapachami i lubi, gdy w domu/pokoju cudownie pachnie i jest po prostu przyjemnie. Od jakiegoś czasu zwariowałam dosłownie na punkcie świeczek. Może dlatego na urodziny dostałam właśnie kominek.
Jak działa taki kominek? Otóż wkładamy zwykły tea light do środka, zapalamy, a wosk umieszczamy u góry, w takiej jakby wnęce. Malutka świeczka ociepla wosk od dołu i sprawia, że się topi, rozprowadzając po całym pokoju niesamowite zapachy.



Ale czemu akurat Yankee Candle? Otóż przez wiele miesięcy eksperymentowałam z różnymi innymi świecami i świeczkami. Nie twierdzę, że Yankee Candle są tanie- jednak są po prostu najlepsze. Dla porównania kupiłam sobie na przykład świeczki z Ikei- trzy, o zapachu karmelu, toffie oraz czekolady- niestety, świeczuszki pachniały mocno przez krótki czas, stanowczo zbyt krótki, szczególnie, że zapach odczuwalny był tylko, gdy siedziałam blisko nich.



Następnie na urodziny dostałam już dużą świecę, także z Ikei, o zapachu jagód. Gdy ją porządnie rozpaliłam to owszem, pachnie pięknie, jednak zapach unosi się jedynie w małym obszarze pokoju. Jeśli chodzi zaś o Yankee Candle... Czuć je po prostu wszędzie.
I nie chodzi tu o sam fakt, że topniejący wosk samoistnie wydziela więcej bardziej intensywnego zapachu, ponieważ testowałam także liczne samplery Yankee Candle (małe świeczuszki, niestety na duże mnie nie stać- 49zł za małą świecę, 99zł za dużą) i mogę śmiało stwierdzić, że pachną one cudownie i zapach naprawdę unosi się w całym pokoju.





Ponadto czy widzieliście już jakie piękne i urozmaicone zapachy oferuje Yankee Candle? Nie wspominając już o świątecznej serii świeczek i wosków, w której moim faworytem jest jednogłośnie Christmas Baking- świeca, która pachnie dosłownie jak dzień przed wigilią.



A inne zapachy? Słodka kukurydza, dmuchawiec, czyste pranie, bawełna, piasek nadmorski, gruszka z cynamonem, ogień kominka, sople lodu (bardzo mroźna:P)... Są wyśmienite.
Woski kosztują standardowo 7zł, kominek około 50zł. Świeca duża pali się około 150h, mała bodajże połowę tego. Mimo wszystko wolę opcję z woskami i małymi samplerami- dzięki temu każdego dnia w moim pokoju może pachnieć inaczej.
A Wy jakie świeczki lubicie? I czy w ogóle palicie je jesienią/zimą? Co sądzicie o Yankee Candle?
Dajcie koniecznie znać :*


Post miał się pojawić 1 grudnia, ale niestety mój wspaniały towarzysz życia przywłaszczył sobie mój aparat i nie miałam jak zrobić zdjęć :(