Cześć :)
Jako iż w ostatni weekend odbył się Finał XIV Edycji Szlachetnej Paczki, postanowiłam, że warto by opisać także moją, tegoroczną przygodę z akcją... Jeśli ktoś chce zobaczyć wspaniałą relację z przygotowań to zachęcam do dalszej lektury :D
Zaczęło się niewinnie... Jeżeli można w ogóle określić to takim słowem. Ot co, zwykły pomysł wychowawczyni klasy maturalnej, by kontynuować tradycję robienia paczki, która trwa już w naszym liceum od 4 lat. Mimo licznych obiekcji, że matura, że brak czasu, że obowiązki, zdecydowałam się poprowadzić akcję w mojej szkolę drugi raz. W 2013 r. także braliśmy udział- spełniliśmy wtedy wszystkie marzenia wybranej rodziny łącznie z nową lodówką, łóżkiem i wózkiem dziecięcym, więc w tym roku pomyślałam- NIE MA MOCNYCH, będzie znowu wszystko, choćby miał to być kilof z urugwajskiej kopalni.
Stop, zanim przejdę do sedna- czy wiesz co to jest Szlachetna Paczka? Jeśli tak, omiń ten akapit tekstu, jeśli zaś nie... przeczytaj, by zrozumieć sens :) Szlachetna Paczka to ogólnopolski projekt, realizowany raz na rok, w okresie przedświątecznym przez
Stowarzyszenie Wiosna. Ale o co WŁAŚCIWIE chodzi? Akcja polega na pomocy rodzinom, znajdującym się w trudnej sytuacji materialnej, poprzez przygotowanie paczki-prezentu. Co się w takiej paczce powinno znaleźć? To, czego rodzinie najbardziej brakuje. Często jest to jedzenie, środki czystości czy ubrania, jednak czasami na liście potrzeb znajdują się też takie rzeczy jak sprzęt AGD, węgiel czy meble.
Sama idea akcji jest świetna- gorzej z wykonaniem. Często można trafić na rodziny roszczeniowe, takie, które chcą spełnić swoje "niepotrzebne" pragnienia dzięki akcji. Albo wymienić meble. Mimo ostrej selekcji, przeprowadzanej przez wolontariuszy, przy wybieraniu rodziny natrafiłam niestety na parę niedorzecznych roszczeń niektórych rodzin- perfumy Calvina Kleina, vansy, tablet, klawiatura do laptopa ACER 1345674 (dokładnego numeru nie znam, oburzona wyłączyłam szybko stronę ze zgłoszeniem tej rodziny). Jednak są też naprawdę biedne rodziny, takie, którym warto pomóc, takie, których środki na utrzymanie często nie przekraczają nawet 100zł miesięcznie na osobę. Takie rodziny, nieroszczeniowe, znajdujące się w trudnej sytuacji i...skromne, nieposiadające wybujałych "marzeń" są od razu wybierane, bo takim ludziom aż chce się pomagać. Co innego to z tymi perfumami Kleina... Fakt faktem, było to marzenie pewnej pani. Ale ja też marzę o wycieczce do Nowego Jorku, a jednak w momencie gdy nie miałabym co jeść, a moje dzieci nie miałyby kurtki na zimę, nie śmiałabym nawet podzielić się wizją tego spełnionego marzenia z wolontariuszem.
Rodzina, którą wybraliśmy my należy na szczęście do kategorii rodzin, którym Szlachetna Paczka może istotnie pomóc i dać impuls do ułożenia sobie życia, do pozbierania się i poprawienia swojej sytuacji... Wybraliśmy rodzinę składającą się z samotnej matki z dwójką dzieci w wieku 13 i 5 lat, mieszkającą ze swoją mamą, podczas gdy ojciec dzieci przebywa w więzieniu. Chłopiec należący do tej rodziny, trzynastolatek z zespołem recklinghausena (choroba atakująca układ nerwowy i skórę, doprowadzająca często do nowotworu) marzył żeby dostać PIŁKĘ DO NOGI. Nie vansy, zwyczajną piłkę do nogi. A dziewczynka? Lalkę Monster High. Były to jedyne "marzenia" na liście, obie kobiety nie poprosiły o nic. Od razu uderzyło mnie to, że liczy się najbardziej dobro dzieci, że matka nie chce nic dla siebie. Nawet kurtki zimowej, butów- wszystkie potrzebne rzeczy były dla dzieci, no może oprócz butów dla mamy tej pani.
Zdecydowaliśmy się więc pomóc. I mimo że w szkole ludzie są różni i niektórzy mają naprawdę węża w kieszeni, to zebraliśmy pierwszą część pieniędzy na potrzeby w półtorej tygodnia. Przede wszystkim chodziliśmy kwestować po klasach, prosząc o nawet najdrobniejsze pieniądze na paczkę... Grosz do grosza, a będzie... :) I było, łącznie zebraliśmy 1500zł- razem z jedną akcją sprzedaży gofrów i ciast, a także wycieczką na zebranie z rodzicami (każdego uderza to, że na liście był między innymi BUDYŃ i KISIEL, rzeczy, które my możemy kupić sobie w każdej chwili, a w domu rodziny je się je okazyjnie...) Poszliśmy więc na wielkie zakupy...
Co kupiliśmy? Sporo by wymieniać. Głównie jedzenie- makarony, mąkę, cukier, ketchup, musztardę, kisiel, budyń, konserwy, przyprawy, sosy, wodę, soki, coca-colę... i wiele innych, może nawet potrzebniejszych rzeczy, ale było tego tyle, że nie pamiętam już szczerze mówiąc. Wiem tylko, że było pełno słodyczy dla dzieciaków, a także zabawek- kupiliśmy między innymi dużego, białego misia, piłkę do nogi dla chłopca, lalki dla dziewczynki, dużo ubrań, jedne kozaki z listy, gry planszowe, książki... Sporo rzeczy przynosiły osoby z naszej szkoły same z siebie- składając je w szatni na ogromnej stercie rzeczy. Niektóre klasy składały się także na jakiś "większy wydatek" i tak zdobyliśmy buty zimowe, kurtkę, grzejnik... Darczyńcy z zewnątrz także wzięli udział- zakupili kurtkę, krem dermatologiczny, a także niektórzy przelali pewne sumy pieniężne, byśmy dołożyli i kupili jeszcze więcej. I kupiliśmy. Dwa dni przed finałem akcji poszliśmy na kolejne zakupy i kupiliśmy pełno prezentów- nie tylko dla dzieci, lecz także dla ich mamy i babci. Pościel, koce, poduszki, ubrania, książki, kubki, jakieś "świąteczne rzeczy"...wszystko to, by rodzina chociaż trochę mogła poczuć w tym roku święta.
Wyzwaniem było także kupno okularów dla chłopca. Gdyby nie firma optyczna Fielmann, nie bylibyśmy w stanie zapewne ich kupić, bo koszt takich okularów ze szkłami to około 400-500zł, a za taką sumę można kupić naprawdę sporo jedzenia i środków czystości, tak samo potrzebnych.
Na szczęście Fielmann udzielił nam 50% rabatu i dzięki temu mogliśmy kupić i okulary i grzejnik :)
Co mi się nie podobało zaś, to postawa Carrefoura, gdzie robiliśmy wielkie zakupy jedzeniowo-domowe. Wiadomo, że przy takich zbiórkach pieniężnych pieniądze są bardzo drobne, nie ma czasu iść do sklepu i wymienić na banknoty. My płaciliśmy 1300 zł, w tym 800zł w banknotach, a resztę w monetach. Kasjer nie powiedział nawet słowa, nie poskarżył się, spokojnie przeliczył sobie wszystko... Ale za to pani z nadzoru kas, która przyszła wycofać mu pomyłkę była po prostu bezczelna. Powiedziała, że jesteśmy niepoważni, płacąc takimi drobnymi i że sklep to nie bank. Oczywiście ja z moją determinacją i silnym charakterem od razu złożyłam na ową panią skargę, gdyż uważam, że tekst "sklep to nie bank" jest nie na miejscu, szczególnie, że powiedziałam jej, że robimy zakupy na szlachetną paczkę. Pieniądz to pieniądz, a nigdzie nie jest napisane, że nie można płacić w monetach- ogromny minus dla Carrefoura, mimo że drugi rok z rzędu robiliśmy tam paczkę- na przyszłość nigdy więcej. Nawet jeśli to błahostka- gdy ja pracowałam na kasie musiałam i BYŁAM miła dla każdego klienta, tym bardziej nadzór. Tekst owej pani był nie na miejscu, bo wyżywanie swoich humorów nie przystoi, jeśli pracuje się w tak znanej firmie. Ale cóż, są ludzie...
Samo przekazanie naszej paczki odbyło się w sobotę. Niestety, rodzina nie wyraziła zgody na spotkanie z darczyńcą, a szkoda, jednak taką decyzję także trzeba uszanować. Łącznie przygotowaliśmy 18 paczek, każda wyjątkowa, inna no i oczywiście zawinięta w piękny, świąteczny papier... Chyba z 8 godzin to łącznie pakowaliśmy :D Po przyjeździe do magazynu zostaliśmy poczęstowani przez wolontariuszy kawą i herbatą oraz ciastem, zostaliśmy chwilkę, porozmawialiśmy i wróciliśmy do domu. Mam tylko nadzieję, że rodzina się cieszyła z naszej paczki i że było warto- włożyć w to serce, wysiłek i czas. Mam także nadzieję, że podarowaliśmy rodzinie wielki uśmiech na święta. Bo Szlachetna Paczka to świetna inicjatywa, projekt, którzy zrzesza ludzi i uczy pomagać. My sami czegoś się nauczyliśmy podczas tej akcji- bezinteresowna pomoc potrafi cieszyć, sprawiać, że sami czujemy się lepiej. Bo dobro wraca i im więcej go wysyłasz, tym bardziej szczęśliwy jesteś :)